OLA BLOGUJE

PRZYPADKI WPADKI WYPADKI

czwartek, 26 maja 2016

Marzenie tata cd...

Hmm...minęło 7 lat a temat nadal aktualny. Odkąd pamiętam tata z uporem na poziomie osła na pytanie co chce na imieniny, urodziny czy bez okazji zawsze powtarza jedno: motor. Ostatnio też zamęczał mamę i co? Sukces. Oczywiście według niego. Po spełnieniu iluś tam warunków może sobie kupić. Naiwny nawet nie zastanawiał się jakie to warunki, bo usłyszał chyba tylko słowo: MOŻESZ. Naiwny nie wie, że do końca życia ich nie spełni, naiwny nie wie, że mama tak powiedział żeby dał jej spokój. Naiwny zapomniał o tym: http://olabloguje.blogspot.com/2009/12/marzenie-taty.html . 
Naiwna...teraz tata zamęcza ją zdjęciami motoru na wszystkich możliwych nośnikach, a nawet o mijanych motocyklistach mówi "kumple". Marzenia są jednak szkodliwe...

Zestaw rowerowy

Sytuacja jest taka: dostałam rower z Winx, więc muszę jeździć. No więc jeździmy. Zestawy są takie: Zestaw 1:ja na rowerze i rodzice na rowerach. Zalety: wszyscy jedziemy równo, ale tata chyba się nudzi. Wady: jakoś tak tłoczno w 3-kę na tych ścieżkach. Zestaw 2; ja na rowerze, tata i mama na rolkach. Zalety: wyprzedzam mamę, tata się nudzi. Wady: mama opóźnia wycieczkę. Zestaw 3: ja i tata na rowerach, mama biegnie. Zalety: można pośmiać się z mamy. Wady: trzeba brać ze sobą dużo wody - dla mamy. W takich to oto zestawach propagujemy sportowo-rodzinny tryb życia...Oczywiście jak przystało na rolkarzy mama i tata mają kaski, ale dla bezpieczeństwa czytających nie będę wklejać ich zdjęć. Tata ma rolki z ogromnymi kołami i służy jak mój dodatkowy napęd pod górę, ma jednak problem z zatrzymaniem się, więc często mija miejsca postoju. Mama ma za to kółeczka jak z resoraka, zatrzymuje się szybko, ale zawrotnych prędkości nie osiąga. A ja sobie pedałuję w swoim tempie i jest super. Okazało się, że lubię jednak jeździć (patrz: http://olabloguje.blogspot.com/2014/06/rower-rolki-i-ja.html ), więc podobno następny ma być "na wypasie"...Pożyjemy, zobaczymy. W każdym bądź razie wyposażenie sportowe jest pełne: rolki, rower, hulajnoga...Tylko kiedy na to wszystko znajdować czas kiedy ładna pogoda i koleżanki wzywają...Pa pa

środa, 11 listopada 2015

Klasa II

      Druga klasa trwa w najlepsze, więc kilka refleksji na ten temat. Po pierwsze to szkoła jest fajna, z małymi przerwami na lekcje. Koleżanki są fajne, chłopcy nie są fajni. Pani jest fajna, z małym wyjątkiem - patrz zeszyt kontaktowy (no chyba chowanie kredek to piórnika jest ważniejsze niż wszystko inne - nieuzasadnione pretensje). Droga do szkoły jest fajna, bo po drodze jest trzepak, bo jest sklep z myszkami do jedzenia, bo tata niesie ciężki plecak. Obiady są fajne, za wyjątkiem wątróbki. Pisanie jest fajne, tylko po co te wszystkie rz,ż,ź,ó,h i inne dziwolągi? Fajnie, że mam nowy plecak, piórnik - tym razem Frozen. Generalnie szkoła jest ok, ale tata z mamą straszą jakimś "całe życie się będziesz uczyć" a jakoś mi się nie wydaję, że tak jest, bo jakoś nie widziałam, żeby babcie jakieś lekcje odrabiały. Jedna chodzi sobie do jakiejś tam pracy, a druga z jakimiś kijkami lata. Czy to nauka? Tata z mamą też sobie tylko pracują. Wie, wiem, z tego są pieniądze a pieniądze to..... bla bla bla. Mikołaj jakoś nie pracuje a kasy ma jak lodu. Może więc tata zostałby świętym Mikołajem? Roxi do sanek i wio!!! Ha, codziennie bym miała jakiś prezent. Wracając do szkoły to są tam jakieś dziwne zasady. Po pierwsze nie wolno biegać. No to się pytam jak mam zdążyć do klasy, jak jestem na obiedzie??? Ciekawe jest to, że po dzwonku dzieci biegną do klasy, a nauczyciele idą bardzo powoli. Może im też nie wolno biegać? Kolejny problem to jedzenie, które dostaję do szkoły. Sama narobiłam sobie problemów, bo uparłam się na śniadaniówkę z Frozen i obiecałam, że będę wszystko zjadać. Liczyłam jednak, że będę dostawać tylko Lubisie, rogale z czekoladą, pączki, wafelki, cukierki, żelki. A tu jakieś kromki mi proponują: a to z pasztetem, a to z serem, a to chlebek tostowy, a to chlebek taki, a to owaki...I tak wszystko wraca, ale jest afera i problemy, bo pies już od wejścia sprawdza plecak czy coś dla niego zostawiłam. Tak może by zapomnieli sprawdzić, a tak zawsze mnie wyda. Problemem są także fryzury, bo niestety tata nie jest mistrzem grzebienia, choć i tak poprawił umiejętności, bo potrafi zrobić coś więcej niż kucyka. No ale ja mam różne nastroje i to do nich chciałabym dostosować fryzurę. Niestety rano mam do czynienia z beztalenciem fryzjerskim, więc fryzury nie są wyszukane. Do tego to czesanie!! Ja wiem, że jak się swoje włosy ostatni raz szczotkowało w poprzednim wieku to człowiek wychodzi z wprawy, ale człowiek trochę delikatności!!! To nie liście do grabienia!!! No wykazał kiedyś chęci i chciał się nauczyć, ale mama nie znalazł chętnego na którym mógłby się wykazać. Mama powiedział, że musiałaby wypić butelkę wina, co tata skwitował, że na leżąco się ciężko kogoś czesze. Nie zrozumiałam o co chodzi, ale na wszelki wypadek dałam nogę z pokoju i dla bezpieczeństwa założyłam kask.
Szkoła nie jest więc taka zła, ale mogłaby być lepsza, czyli mniej lekcji a więcej przerw. Dorośli zobaczyli by wtedy jak dzieci chętnie chodzą do szkoły!

sobota, 28 marca 2015

Królowa jest tylko jedna!!!!

ZAPAMIĘTAĆ NA ZAWSZE: 
KRÓLOWA JEST TYLKO JEDNA!!!!


Szczęśliwa 7

W 2015 witam
Rok kolejny już mamy i 8 latek zahaczamy, a skoro już jestem taka duża to napiszę co mnie wkurza!
1. Pies, bo pierwszy się z wchodzącym wita.
2. To, że mi każą jeść w szkole śniadanie
3. Że Krainy Lodu nadal nie ma w kinie
4. Że tata koka robić nie umie
5. Że mama za wcześnie wychodzi do pracy
6. Że skarpetki  nosić muszę  w domu
7. Że cukierków nie mam do oporu
I to by szczęśliwa siódemka była, gdyby się kolejna rzecz nie ujawniła...
8. czemu nikt nie chce mi doładować telefonu!!!!!

sobota, 30 sierpnia 2014

Ostatnia wakacyjna lista przebojów

Ostatnia wakacyjna lista przebojów, absolutnie dziwna, bo mało w niej bajek.
10. Kanapki z nutellą
9. Kierowanie autem (mandaty płaci tata)
8. Wspólne duże śniadanka
7. Trójskok - podobno mam talent (o szczegóły pytać Dziadka)
6. Całe morze cioć i wujków poznanych w lipcu i sierpniu
5. Wujek Google do poszukiwań Winx
4. Morze i fale na nich
3. Mama ( wszędzie z Mamą muszę być)
2. Kaszel (niestety zdominował sierpień)
i numer
1. Winx, winx i jeszcze raz Winx!!!

Poczatek szkoły

Był koniec przedszkola musi być początek szkoły.
Podobno taka tradycja. No zobaczymy co to z ta szkołą będzie. Na razie wygląda obiecująco: 
1. Zeszyty My Little Pony - są.
2. Piórnik My Little Pony - jest. 
3. Sniadaniówka My Little Pony - jest.
4. Kredki My Little Pony - są.
5. Gumka My Little Pony - są.
6. Plecak My Little Pony - jest.
7. Biała koszula - jest.
8. Czarna spódniczka - jest.
9. Eleganckie buty - są.
Wniosek: jestem gotowa do szkoły!!!

Koniec przedszkola

Niestety przedszkole się skończyło. Już nie będzie takie samo beze mnie...
Jak to się zaczęło? Źle się chyba zaczęło, bo podobno chodzili za mną z wiaderkiem na łzy, a pani Magda do tej pory nie może się pozbyć bicepsów, które wyrobiła sobie przez trzymanie mnie na rekach. W domu tez stres był: jak Ola? Płakała? Bardzo czy tylko trochę? No nie ma co ściemniać, że pierwszy rok był trudny, bo tak sama byłam, bez mamy, z jakimiś maluchami. Ale w następnych dwóch latach wszystko sobie odbiłam! A co!!! Domisie okazały się mega Domisiami, panie były ekstra paniami! Chodziłam z zasłoniętym okiem, bo tak kazała pani doktor, a nikt ze mnie się nie śmiał tylko wszyscy mi pomagali. Dziewczyny z grupy były super i mam nadzieję, że w szkole też będziemy się widywały. Będę pamietała swoją pierwszą szafkę, pierwszy raz jak zostałam tam sama, pierwszy rysunek dla mamy, pierwszy publiczny występ, zabawy i kłotnie z koleżankami, nieudolne warkocze made by tata, wieczne spóźnienia, wkurzanie taty z rana, fryzury robione przez mamę o 6 rano, będę pamietała moje dziewczyny z grupy, będę pewnie zawsze wspominać panią Ulę, Magdę, Elę i wszystkie możliwe panie z przedszkola.
To był fajny czas...
Tata mówi, że najfajniejszy jaki może być, straszy mnie jakimiś obowiązkami w tej szkole i podobno nie będziemy się mogli spóźnić ha ha ha

sobota, 21 czerwca 2014

Na jagody...

Z powodu, że pogoda na rower nie była sprzyjająca, a wszystkie mecze są rozgrywane dopiero wieczorem (tata znika od 18-24, bo są jakieś mistrzostwa) wybraliśmy się na spacer do lasu. Ze spacerowania niewiele wyszło, bo całą czwórką (nasza 3 + pies) zeszliśmy do parteru i zajęliśmy się zbieractwem. Nie, nie to nie dzień ekologii i sprzątania lasu, ale okazało się, że na małych krzaczkach rosną jagody i te drugie, co wyglądają jak truskawki po diecie odchudzającej. Te drugie to oczywiście poziomki, ale jakoś ta nazwa mi nie wchodzi i nazywam je jarzynami albo jeżynami (cokolwiek to jest). Wracając do zbieractwa, to zawsze myślałam, że te jagody to bierze się po prostu ze sklepu, a tu się okazało, że można je zrywać prosto z krzaczków. Niestety nie byliśmy przygotowani w sprzęt do zbierania i zostałam zmuszona do wyjedzenia jabłek z plastikowego pojemnika, a następnie zmuszona do wypicia 0,5 l Kubusia Play, bo "zbieracze" potrzebowali naczynka na jagody i te drugie. Po nie wiem jak długim czasie zapełniliśmy pojemnik i butelkę i zebraliśmy się do domu. Zdziwiony był tylko pies, bo zazwyczaj na spacerze schylamy się po patyk, a nie po jakieś małe kulki. Znudzony deptał namiętnie krzaczki, albo zajmował się "bobractwem", czyli obgryzaniem patyków. Mama niesiona falą entuzjazmu postanowiła zrobić naleśniki, tata co wiadome nie oponował (zapewne już widział te jagody na naleśnikach). Naleśniory z jagodami okazały się super, ale bardziej super były jednak z nuttelą...sorry mama. Acha, tata coś wspomniał o zbieraniu grzybów. Z tego co wywnioskowałam z grzybów zna tylko pieczarki, ale coś wspominał o jakimś wujku Googlu co podobno się na tym zna...

niedziela, 15 czerwca 2014

Rower, rolki i ja

Ostatni wpis jest z marca, więc dużo czasu opłynęło i wiele się wydarzył.
Pochwalę się, że....
Opanowałam jazdę na rowerze!!!
W zeszłym roku jakoś ten sport mnie nie pociągał i nie pozwoliłam odkręcić dodatkowych kółek. Przez zimę ktoś podobno ukradł te kółka, a zostawił rower. Dziwne, ale skoro tata tak twierdzi...I dlatego w tym roku musiałam jeździć klasycznie, czyli na 2 kółkach. Do roweru doczepili jakiś drut i na tym drucie mnie prowadzali. Ja próbowałam jechać, a tata próbował mnie utrzymać w linii prostej. Efekty pierwszych jazd: zaliczony śmietnik, ogrodzenie, kilka razy krzaki. Podobno nie używałam hamulców.Hmm, no może tak było. Po kilku jazdach opanowałam kierownicę i jazda na wprost okazała się prosta. Dzięki temu tata mógł doskonalić swoje umiejętności biegowe, a mama odporność na stres. Prawdziwym testem okazał się wypad na ścieżkę rowerową. Tu okazało się, że w jeździe na wprost ja jestem doskonała, ale tata już tak dobry w bieganiu nie jest, a mama wyraźnie powinna popracować nad kontrolą stresu. Test zdałam pozytywnie i jak solidarnie stwierdzili rodzice mogłam przejść na kolejny poziom. Dołożyli mi hamowanie i zatrzymywanie w miejscu. Opanowałam dość sprawnie te umiejętności, ale niestety w parku zawiódł najsłabszy element roweru...tata. Moje naturalne tempo jakoś dziwnie wpłynęło na jego kolor twarzy i gdzieś osłabiło jego umiejętności przewidywania. No i było bum...Weszłam w zakręt podobno jak rasowy motocyklista, niestety najsłabszy element nie zauważył piasku, no i jak twierdzi ów element najsłabszy, "koło mi uciekło". Efekt: lot w kierunku ziemi, zakończony twardym lądowaniem na błocie. I po tym wszystkim jeszcze kazali mi jechać dalej na rowerze. Z brudnymi rękami!
Koniec końców uznali, że skoro opanowałam hamowanie i jako tako zakręcanie, to możemy przejść do kolejnego etapu: ja rower, oni rolki. Podobno musieli przyspieszyć przejście na 3 etap, bo tata nie dawał rady za mną biegać. Ten etap okazał się najprzyjemniejszy, bo jeździmy sobie wszyscy razem, ja narzucam tempo, a rodzice muszą mnie gonić. Mam tylko zakaz ostrego hamowania, bo tata ma rolki bez hamulców, a i mama podobno w miejscu się nie zatrzymam.
Czekam teraz na etap IV, czyli wszyscy na rowerach. Będzie wesoło...
Aha, rower jedzie ze mną na wakacje!