OLA BLOGUJE

PRZYPADKI WPADKI WYPADKI

sobota, 21 czerwca 2014

Na jagody...

Z powodu, że pogoda na rower nie była sprzyjająca, a wszystkie mecze są rozgrywane dopiero wieczorem (tata znika od 18-24, bo są jakieś mistrzostwa) wybraliśmy się na spacer do lasu. Ze spacerowania niewiele wyszło, bo całą czwórką (nasza 3 + pies) zeszliśmy do parteru i zajęliśmy się zbieractwem. Nie, nie to nie dzień ekologii i sprzątania lasu, ale okazało się, że na małych krzaczkach rosną jagody i te drugie, co wyglądają jak truskawki po diecie odchudzającej. Te drugie to oczywiście poziomki, ale jakoś ta nazwa mi nie wchodzi i nazywam je jarzynami albo jeżynami (cokolwiek to jest). Wracając do zbieractwa, to zawsze myślałam, że te jagody to bierze się po prostu ze sklepu, a tu się okazało, że można je zrywać prosto z krzaczków. Niestety nie byliśmy przygotowani w sprzęt do zbierania i zostałam zmuszona do wyjedzenia jabłek z plastikowego pojemnika, a następnie zmuszona do wypicia 0,5 l Kubusia Play, bo "zbieracze" potrzebowali naczynka na jagody i te drugie. Po nie wiem jak długim czasie zapełniliśmy pojemnik i butelkę i zebraliśmy się do domu. Zdziwiony był tylko pies, bo zazwyczaj na spacerze schylamy się po patyk, a nie po jakieś małe kulki. Znudzony deptał namiętnie krzaczki, albo zajmował się "bobractwem", czyli obgryzaniem patyków. Mama niesiona falą entuzjazmu postanowiła zrobić naleśniki, tata co wiadome nie oponował (zapewne już widział te jagody na naleśnikach). Naleśniory z jagodami okazały się super, ale bardziej super były jednak z nuttelą...sorry mama. Acha, tata coś wspomniał o zbieraniu grzybów. Z tego co wywnioskowałam z grzybów zna tylko pieczarki, ale coś wspominał o jakimś wujku Googlu co podobno się na tym zna...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz