Tata opowiadam mi wieczorem różne bajki: a to o słoniu i jego kumplach, a to przygodach Noddyego. Najfajniejszym opowiadaniem jest jednak ta o małej Roxi, czyli jak Roxi do nas trafiła. A było to podobno tak (wersja taty):
"Mama znalazła Roxi w internecie. Zobaczyła zdjęcie i powiedziała, że chce tego pieska. Tata oczywiście nic nie wiedział. Zadzwoniła do Pani i powiedziała, że przyjedzie po małą Roxi (choć wtedy to nie była jeszcze Roxi). W jakąś sobotę mama okłamała tatę i pojechała z ciocią Anią i Moniką gdzieś daleko. Tata został sam w domu i był bardzo głodny, bo w domu nie było nic do jedzenia. Nie mógł też wyjść do sklepu, bo mama wzięła wszystkie pieniądze. Siedział biedny pół dnia głodny, dobrze że chociaż miał w domu coś do picia. W tym czasie mama dobrze się bawiła jadąc sobie z koleżankami autkiem. Po dotarciu na miejsce mama powiedziała, że nazywa się Agnieszka i przyjechała po psa. Pani gdzieś poszła i przyniosła mała Roxi. Przypominam, że tata siedział w domu głodny,kiedy one zabawiały się z pieskiem. Roxi była bardzo ładna tylko jej zapach był daleki od ideału. Tata mówi, że na pewno nie pachniała łąką. Podobno razem z Roxi były też inne psy. Tata ciągle pyta mamy dlaczego wybrała właśnie tego i twierdzi, że ten był pewnie ostatni jaki został. Nieistotne. Pani spytała, jak piesek będzie się nazywał, bo coś tam muszą wpisać w książeczkę. Musiał się zaczynać na A. I nasz pies oficjalnie nazywa się Aaliyah Adi vel Roxi. Mama z koleżankami zapakowały się do auta i nie spiesząc się(tata ciągle siedział głodny) ruszyły w drogę powrotną. W aucie piesek zrobił numerek 1,2 i nawet 3 z czego ciocia Ania nie była zadowolona. Groziła nawet, że zaraz wysadzi psa i mamę na najbliższej stacji benzynowej. Na szczęście zaczął padać śnieg i ciocia zajęta była walką z wycieraczkami, które się psuły. Jakimś cudem po wielu godzinach udało im się dojechać do domu. Trzy kobiety i pies to nie jest najlepszy zestaw do długich podróży. Tata mówi, że on by tą trasę pokonał w 2 godziny, a im to zajęło chyba 6. Podobno co 30 minut był postój: a to siku, a to trzeba pomyśleć gdzie jechać, a to "zgubiłyśmy się!!!" Ok, po wielu godzinach dotarły do domu. Tata (głodny)usłyszał, że ktoś otwiera drzwi i zobaczył ciocię a za nią coś kudłatego, w czerwonej obróżką i przypiętą kartką. Za tym czymś kudłatym weszła zapłakana mama. Na kartce była prośba, żeby tata nie wyrzucał mamy i psa. W swojej niekończącej się dobroci tata ze względu na padający snieg pozwolił im zostać w domu. Mama obiecała, że będzie wychodziła z psem na dwór. W swej naiwności tata w to uwierzył i ciągle czeka kiedy mama zacznie wychodzić z Roxi...".
To jest oczywiście wersja taty. Nie wszystko mi się tu zgadza, ale jest bardzo prawdopodobne. Ciekawa jestem jak opowiedziałby to mama...
Poniżej pies zwany Roxi.
Tak mnie kocha...(warto powiększyć obraz)