OLA BLOGUJE

PRZYPADKI WPADKI WYPADKI

czwartek, 3 czerwca 2010

Rolki 2

      Myślałam, że nikt nie pobije wyczynów taty na rolkach. Okazało się jednak, że byłam w błędzie. W sobotę umówiliśmy się z ciocią Martą i Dominikiem na rolki. Zaczęło się już przy samochodzie. Muszę dodać, że ciocia była pierwszy raz na rolkach. Przy samochodzie ciocia próbowała założyć rolki. Dobrze, że lusterka w aucie wytrzymałe a ciocia niezbyt ciężka, bo wisiała na nich jak pranie na sznurkach. Po ciężkiej walce, w której większość czasu spędziła na jednej nodze udało się założyć jedną rolkę. No i teraz zaczęły się schody. Mama na wszelki wypadek kazała na się schować za autem, bo ciocia potrafiła na jednej nodze przemieszczać się bardzo szybko! A co gorsze w sposób zupełnie nieprzewidywalny co do kierunku. Po oponowaniu sytuacji przez rodziców (tata trzymał ciocię, mama wiązała rolki) udało się ciotkę ustawić na chwilę w pozycji pionowej. Niestety trochę wiało, więc słowo "chwila" jest jak najbardziej właściwe. Dobrze, że na razie nie opuściliśmy piaskowego parkingu, bo już mogły być złamania. Biedny Dominik niestety musiał uczestniczyć w dalszej części tego eksperymentu i to jako element stabilizujący (cokolwiek to znaczy). Dokładnie jego wózek, z nim w środku. Tata przeniósł Martę na asfalt i postawił koło wózka. Ruszyła, ale szło jej bardzo ciężko. Dominik płakał, cioci zrobiła się purpurowa z wysiłku...Aaaa, hamulec! No teraz już poszło! I to jak!!! Tylko desperacki rzut mamy pod kółka wózka uratował Dominika i jego odważną mamę przed zjazdem ze skarpy. Szybka narada rodziców i decyzja: ciocię trzeba odizolować od elementu stabilizującego ze względu na jego bezpieczeństwo. Trudno: mama ze mną, tata z Dominikiem. Oj będą wyścigi, bo mama nie pozwoli żeby tata był szybszy! Wracam jednak do Marty. Pozbawiona stabilizacji wstrzymała oddech, bo każdy ruch mógł spowodować upadek. Na jej nieszczęście znowu znać dała o sobie natura, czyli wiatr. Tym razem koło niej przemknął rowerzysta i podmuch zabrał ciocię z sobą. W pierwszej chwili pomyślałam:" ale ta ciocia wymiata!" Ruchy rąk, nóg, podskoki, obroty - wszystko jak w You Can Dance. Okazało się, że to nie był żaden "dance" to była walka o życie. Asfalt jest twardy a trawa miękka, więc chyba to oczywiste, że ciocia wiedziona instynktem w chwili zagrożenia (czyli cały czas) kierowała się w jej stronę. Nie martw się ciociu spodnie na kolanach się dopierze! Co ciekawe po każdym takim "wślizgu" na trawę zaraz znajdowali się pomocni rowerzyści, rolkarze i spacerowicze, którzy bardzo chcieli pomóc Marcie się podnieść. Jedni robili to bezinteresownie, inni proponowali bezpłatną naukę jazdy na rolkach a jeszcze inni prosili o telefon. To ostatnie trochę dziwne, bo karetka nie była potrzebna. Co dziwne pomagali sami panowie. Kobiety chyba nie są takie chętne do pomagania innym. Muszę pogadać z mamą o co w tym chodzi.
    Mimo tych wszystkich niepowodzeń cioci udał się opanować przemieszczanie na rolkach. Nie będę ukrywać, że najlepiej jej to wychodziło na trawie. Choć na asfalcie też nie było najgorzej, w końcu jak na pierwszy raz tempo raczkującego niemowlaka nie jest złe.
   Podsumowując dzień był udany. Ciocia zawarła wiele nowych znajomości, Dominik został prawdziwym twardzielem, tata nie był już najgorszy, a my z mamą pojeździłyśmy na rolkach!