No i był drugi raz Mikołaj, choć przyznam, że za wiele się go nie naoglądałam. Przyznam szczerze, że na wszelki wypadek wolałam udać się do drugiego pokoju. Tam gdzie był Mikołaj jakoś tak dużo ludzi, hałas, a ja jakoś spokoju potrzebowałam. Co prawda tata wspominał coś, że jestem jakiś mazgaj, ale i tak nie wiem co to znaczy więc mnie to nie wzruszyło. Prób mojego zbratania z Mikołajem było kilka, bo tata twierdził, że to fajny gość. Oczywiście wszystkie były z góry skazane na niepowodzenie, ale skoro chciał próbować...
Co do "fajnego gościa" to mam odmienne zdanie. Po pierwsze jakoś kolor czerwony źle na mnie działa (sorry BaBam), po drugie Mikołaj raczej w modzie nie siedzi, bo strój też jakiś taki niewspółczesny. No i do tego ta broda i wąsy. Na Boga, wyglądał jak Wiking! Ja wiem, że on pochodzi z...
-Tato skąd on pochodzi?
Acha z Japonii. Nie? Lapo...Co? Nieważne skąd pochodzi, ale przed wizytą mógł się ogolić. No i ostatnia sprawa: Mikołaj miał strój zapewne z zeszłego roku, bo wyraźnie mu się przytyło.
Dlatego aby nie robić Mikołajowi przykrości wolałam poczekać aż sobie pójdzie. I muszę przyznać, że było warto, bo Mikołaj stanął na wysokości zadania.
Przy okazji rozgryzłam też metodę działania Mikołaja. Wiadomo, że wszystkich w jeden wieczór nie obskoczy, więc cwaniaczek prezenty przez kurierów posyła: przez babcię, dziadka, mamę, ciocię itd. Spryciula z Ciebie Mikołaju!
Mimo tych pewnych niedociągnięć organizacyjnych muszę ci Miko serdecznie podziękować za wszystkie prezenty! Są naprawdę świetne!
No i wpadaj częściej a nie raz do roku sknero!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz