Druga klasa trwa w najlepsze, więc kilka refleksji na ten temat. Po pierwsze to szkoła jest fajna, z małymi przerwami na lekcje. Koleżanki są fajne, chłopcy nie są fajni. Pani jest fajna, z małym wyjątkiem - patrz zeszyt kontaktowy (no chyba chowanie kredek to piórnika jest ważniejsze niż wszystko inne - nieuzasadnione pretensje). Droga do szkoły jest fajna, bo po drodze jest trzepak, bo jest sklep z myszkami do jedzenia, bo tata niesie ciężki plecak. Obiady są fajne, za wyjątkiem wątróbki. Pisanie jest fajne, tylko po co te wszystkie rz,ż,ź,ó,h i inne dziwolągi? Fajnie, że mam nowy plecak, piórnik - tym razem Frozen. Generalnie szkoła jest ok, ale tata z mamą straszą jakimś "całe życie się będziesz uczyć" a jakoś mi się nie wydaję, że tak jest, bo jakoś nie widziałam, żeby babcie jakieś lekcje odrabiały. Jedna chodzi sobie do jakiejś tam pracy, a druga z jakimiś kijkami lata. Czy to nauka? Tata z mamą też sobie tylko pracują. Wie, wiem, z tego są pieniądze a pieniądze to..... bla bla bla. Mikołaj jakoś nie pracuje a kasy ma jak lodu. Może więc tata zostałby świętym Mikołajem? Roxi do sanek i wio!!! Ha, codziennie bym miała jakiś prezent. Wracając do szkoły to są tam jakieś dziwne zasady. Po pierwsze nie wolno biegać. No to się pytam jak mam zdążyć do klasy, jak jestem na obiedzie??? Ciekawe jest to, że po dzwonku dzieci biegną do klasy, a nauczyciele idą bardzo powoli. Może im też nie wolno biegać? Kolejny problem to jedzenie, które dostaję do szkoły. Sama narobiłam sobie problemów, bo uparłam się na śniadaniówkę z Frozen i obiecałam, że będę wszystko zjadać. Liczyłam jednak, że będę dostawać tylko Lubisie, rogale z czekoladą, pączki, wafelki, cukierki, żelki. A tu jakieś kromki mi proponują: a to z pasztetem, a to z serem, a to chlebek tostowy, a to chlebek taki, a to owaki...I tak wszystko wraca, ale jest afera i problemy, bo pies już od wejścia sprawdza plecak czy coś dla niego zostawiłam. Tak może by zapomnieli sprawdzić, a tak zawsze mnie wyda. Problemem są także fryzury, bo niestety tata nie jest mistrzem grzebienia, choć i tak poprawił umiejętności, bo potrafi zrobić coś więcej niż kucyka. No ale ja mam różne nastroje i to do nich chciałabym dostosować fryzurę. Niestety rano mam do czynienia z beztalenciem fryzjerskim, więc fryzury nie są wyszukane. Do tego to czesanie!! Ja wiem, że jak się swoje włosy ostatni raz szczotkowało w poprzednim wieku to człowiek wychodzi z wprawy, ale człowiek trochę delikatności!!! To nie liście do grabienia!!! No wykazał kiedyś chęci i chciał się nauczyć, ale mama nie znalazł chętnego na którym mógłby się wykazać. Mama powiedział, że musiałaby wypić butelkę wina, co tata skwitował, że na leżąco się ciężko kogoś czesze. Nie zrozumiałam o co chodzi, ale na wszelki wypadek dałam nogę z pokoju i dla bezpieczeństwa założyłam kask.
Szkoła nie jest więc taka zła, ale mogłaby być lepsza, czyli mniej lekcji a więcej przerw. Dorośli zobaczyli by wtedy jak dzieci chętnie chodzą do szkoły!