Myślałam, że nikt nie pobije wyczynów taty na rolkach. Okazało się jednak, że byłam w błędzie. W sobotę umówiliśmy się z ciocią Martą i Dominikiem na rolki. Zaczęło się już przy samochodzie. Muszę dodać, że ciocia była pierwszy raz na rolkach. Przy samochodzie ciocia próbowała założyć rolki. Dobrze, że lusterka w aucie wytrzymałe a ciocia niezbyt ciężka, bo wisiała na nich jak pranie na sznurkach. Po ciężkiej walce, w której większość czasu spędziła na jednej nodze udało się założyć jedną rolkę. No i teraz zaczęły się schody. Mama na wszelki wypadek kazała na się schować za autem, bo ciocia potrafiła na jednej nodze przemieszczać się bardzo szybko! A co gorsze w sposób zupełnie nieprzewidywalny co do kierunku. Po oponowaniu sytuacji przez rodziców (tata trzymał ciocię, mama wiązała rolki) udało się ciotkę ustawić na chwilę w pozycji pionowej. Niestety trochę wiało, więc słowo "chwila" jest jak najbardziej właściwe. Dobrze, że na razie nie opuściliśmy piaskowego parkingu, bo już mogły być złamania. Biedny Dominik niestety musiał uczestniczyć w dalszej części tego eksperymentu i to jako element stabilizujący (cokolwiek to znaczy). Dokładnie jego wózek, z nim w środku. Tata przeniósł Martę na asfalt i postawił koło wózka. Ruszyła, ale szło jej bardzo ciężko. Dominik płakał, cioci zrobiła się purpurowa z wysiłku...Aaaa, hamulec! No teraz już poszło! I to jak!!! Tylko desperacki rzut mamy pod kółka wózka uratował Dominika i jego odważną mamę przed zjazdem ze skarpy. Szybka narada rodziców i decyzja: ciocię trzeba odizolować od elementu stabilizującego ze względu na jego bezpieczeństwo. Trudno: mama ze mną, tata z Dominikiem. Oj będą wyścigi, bo mama nie pozwoli żeby tata był szybszy! Wracam jednak do Marty. Pozbawiona stabilizacji wstrzymała oddech, bo każdy ruch mógł spowodować upadek. Na jej nieszczęście znowu znać dała o sobie natura, czyli wiatr. Tym razem koło niej przemknął rowerzysta i podmuch zabrał ciocię z sobą. W pierwszej chwili pomyślałam:" ale ta ciocia wymiata!" Ruchy rąk, nóg, podskoki, obroty - wszystko jak w You Can Dance. Okazało się, że to nie był żaden "dance" to była walka o życie. Asfalt jest twardy a trawa miękka, więc chyba to oczywiste, że ciocia wiedziona instynktem w chwili zagrożenia (czyli cały czas) kierowała się w jej stronę. Nie martw się ciociu spodnie na kolanach się dopierze! Co ciekawe po każdym takim "wślizgu" na trawę zaraz znajdowali się pomocni rowerzyści, rolkarze i spacerowicze, którzy bardzo chcieli pomóc Marcie się podnieść. Jedni robili to bezinteresownie, inni proponowali bezpłatną naukę jazdy na rolkach a jeszcze inni prosili o telefon. To ostatnie trochę dziwne, bo karetka nie była potrzebna. Co dziwne pomagali sami panowie. Kobiety chyba nie są takie chętne do pomagania innym. Muszę pogadać z mamą o co w tym chodzi.
Mimo tych wszystkich niepowodzeń cioci udał się opanować przemieszczanie na rolkach. Nie będę ukrywać, że najlepiej jej to wychodziło na trawie. Choć na asfalcie też nie było najgorzej, w końcu jak na pierwszy raz tempo raczkującego niemowlaka nie jest złe.
Podsumowując dzień był udany. Ciocia zawarła wiele nowych znajomości, Dominik został prawdziwym twardzielem, tata nie był już najgorszy, a my z mamą pojeździłyśmy na rolkach!
Mimo tych wszystkich niepowodzeń cioci udał się opanować przemieszczanie na rolkach. Nie będę ukrywać, że najlepiej jej to wychodziło na trawie. Choć na asfalcie też nie było najgorzej, w końcu jak na pierwszy raz tempo raczkującego niemowlaka nie jest złe.
Podsumowując dzień był udany. Ciocia zawarła wiele nowych znajomości, Dominik został prawdziwym twardzielem, tata nie był już najgorszy, a my z mamą pojeździłyśmy na rolkach!